Rzeźnik. Historia kultowego biegu

44,90 

Rzeźnik. Historia kultowego biegu. Anna Dąbrowska i Piotr Skrzypczak

Para biegaczy ultra postanawia zmierzyć się z historią kultowego Biegu Rzeźnika. Tkają historie różnych ludzi, których łączą skrajne emocje, bieganie, cierpienie, przyjaźnie i Bieszczady.
Szukają odpowiedzi na pytanie, jak to możliwe, żeby z piwnego zakładu zrodziła się seria górskich biegów, w których co roku bierze udział kilka tysięcy biegaczy.

Opis

Rzeźnik. Historia kultowego biegu. Anna Dąbrowska i Piotr Skrzypczak (okładka miękka)

Twardzi faceci i twarde kobiety o stalowych łydkach mówią na mecie: „Ale rzeźnia!”. I płaczą. Podczas kilkunastu godzin górskiego wyścigu stają się bezbronni jak dzieci. Odsłaniają się, pokazują, jakimi są ludźmi. Tym bardziej, że biegną w parach. A biegają tak od dwunastu lat.Co oni wszyscy robią w Bieszczadach? Dlaczego się tak katują, a przede wszystkim skąd pomysł na bieganie w górach?

Para biegaczy ultra postanawia zmierzyć się z historią kultowego Biegu Rzeźnika. Tkają historie różnych ludzi, których łączą skrajne emocje, bieganie, cierpienie, przyjaźnie i Bieszczady.
Szukają odpowiedzi na pytanie, jak to możliwe, żeby z piwnego zakładu zrodziła się seria górskich biegów, w których co roku bierze udział kilka tysięcy biegaczy.

[hr]

” (…) Przed biegiem się nie śpi. Może czasem uda się zamknąć oczy na dwie godziny. W głowie trwa wielka gonitwa, retrospekcja treningów i ostatnich godzin, które spędziłeś na pakowaniu i obmyślaniu logistyki. Jakbyś sam sobie chciał udowodnić, że przecież dasz radę, pokonasz ten dystans. Wytrwale i konsekwentnie przelewałeś pot na treningach, wstawałeś z kanapy, zmagałeś się z wiatrem, deszczem, śniegiem, gradem, słońcem, upałem, bezruchem powietrza, chłodem, skwarem, burzą, mżawką…

Próbujesz sobie przypomnieć, jak to się w ogóle stało, że się tu znalazłeś. Jak pomysł przebiegnięcia Rzeźnika wykiełkował w twojej głowie?

Sięgasz pamięcią do początków. Do tamtej wiosny, kiedy w ogóle zacząłeś biegać, postanowiłeś zmienić coś w życiu, w sobie. Kupiłeś buty, zegarek, obcisłe legginsy, prenumeraty branżowych pism, przeglądałeś strony pełne dobrych rad i motywacji. Pierwsze 5 kilometrów, i pierwszy numer startowy, pierwszy medal, pierwsza fotka na fejsie, opowieści o tym, jak było na trasie.

Potem dycha, półmaraton, wielki stres przed królewskim dystansem. Pierwsze łzy na mecie i poważne kłopoty ze schodzeniem po schodach. A po kilku dniach pytanie: „I co teraz?”.

W końcu się decydujesz i w grudniu zapisujesz się na czerwcowy start. Po uzupełnieniu formularza czujesz się trochę innym człowiekiem. Już trochę rzeźnikiem. (…)”